Marylin Monroe jest gruba

Obejrzałem sobie niedawno, włączywszy przypadkowo telewizor, którego jak wiadomo – nie mam, stary, dobry film czyli “Pół żartem, pół serio” (swoją drogą idiotyczne tłumaczenie tytułu “Some like it hot” ale to temat na osobny artykuł). Film widziałem już rzecz jasna wcześniej ale tym razem uderzyło mnie w nim jedno – Marylin Monroe jest gruba. Na początku myślałem, że to kwestia rozciągnięcia obrazu w proporcjach 4/3 na szeroki ekran ale telewizor, którego nie mam, ani trochę szerokoekranowy przecież nie jest. Więc to musiała być prawda – legendarna Marylin Monroe, symbol seksu – była na dzisiejsze standardy niewysokim purchelkiem i gdyby grała dziś w jakiejś telenoweli ani chybi koleżanki w garderobie mówiłyby o niej “no wiesz, ta mała blond grubaska”.

Zaraz, zaraz powiedziałem sobie. Standardy standardami ale przecież ta Monroe, nawet monochromatyczna i obfita, cię bierze a taka dajmy na to Knightley co to ostatnio figurowała (to nie jest odpowiednie słowo w jej przypadku) na okładce Newsweeka – ani trochę. Znaczy, że to nie ze mną i Monroe coś nie tego tylko ze standardami.

Od tej pory począłem się baczniej  przyglądać paniom w filmach współczesnych aby dojść do tego, co zostało sknocone w obowiązującej normie. I chyba już wiem. Znienacka i podstępnie zagrabiono nam kobiece biodra i uda. ONI (bo zawsze muszą być jacyś ONI) montują teraz kobietom w filmach biodra i uda chłopięce! No a jak tu odczuwać pociąg do chłopięcych ud kiedy jest się zadeklarowanym heteroseksualistą? Jakże tu zachwycać się harmonią niewieścią kiedy zamiast harmonii na obrazie figuruje zaledwie piszczałka?

Z tego miejsca, publicznie, protestuję przeciwko brakowi bioder i ud, wskazując drżącym z oburzenia palcem przemysł odzieżowy jako głównego winowajcę. Ja oczywiście rozumiem, że uszycie odzienia dla chudej kobiety wymaga mniej materiałów od odzienia dla kobiety o pełnych kształtach. Wiem, że są problemy z surowcami a jedwabniki nie nadążają. Ale na Boga – cena za to jest zbyt wysoka. Róbcież już lepiej bezrękawniki i szorty ale oddajcie nam biodra!

Jeremi Przybora śpiewał kiedyś melancholijnie “…żegnajcie uda pani Lali” w swoim jak zwykle niezwykle kulturalnym proteście przeciwko końcowi mody na spódniczki mini. Ale on przynajmniej mógł mieć nadzieję, że pod przedłużoną spódnicą owe uda nadal istnieją…

Prawdziwe imię Marylin brzmiało Norma. Normo wróć!

Skomentuj

Kategorie

Instagram