Szklana pułapka 4.0

Bruce Willis powraca jako detektyw John McClane w czwartym już odcinku serialu o ratowaniu świata (lub jego części) przed odpowiednio złym badguyem. Tym razem badguyem jest były administrator sieci w CIA, a każdy kto kiedykolwiek miał do czynienia z adminem w swojej firmie wie jak źli potrafią być tacy goście. Zablokują ci ulubione strony, programy P2P i komunikatory, zmieniają hasła co tydzień a jeśli w poniedziałek rano nic nie działa to najpewniej wdrażali przez weekend nowe zabezpieczenia.

Tym razem więc (i całkiem słusznie) badguyem jest taki właśnie paranioczny admin, który kiedy wyrzucili go z roboty bo upierał się, że jego szef jest przebranym koreańskim hackerem i usiłował zedrzeć mu z twarzy tą gumową maskę – postanowił udowodnić, że cały świat jest podatny na ataki elektroniczne (a przy okazji zainkasować skromne honorarium za fatygę).

Przy nieświadomej pomocy kilku swoich kolegów hackerów (jak zwykle w filmach, przedstawionych jako niewinne, idealistyczne acz genialne owieczki, z tych co to potrafią przy pomocy gumy do żucia i zużytego biletu na tramwaj rozbroić każde, strzeżone elektronicznie, drzwi) oraz pięknej i gibkiej azjatki (tu scenarzyści nieco przeszarżowali. W jaki niby sposób admin mógłby poderwać azjatkę? Mógłby ją najwyżej zdownloadować…) nasz badguy robi w Nowym Jorku swój mały armageddon włączając zielone światła na każdym skrzyżowaniu.

Charakterystyczny dla mentalności amerykanów i dla ich wrodzonej złośliwości jest fakt, że o ile przed atakiem poruszali się po drogach publicznych w żółwim tempie i rozglądali czy coś nie jedzie z boku, teraz nagle zaczynają pruć setką i zderzać się widowiskowo. O ile to możliwe to najlepiej z cysterną lub tirem. Zamieszanie osiąga apogeum kiedy złowieszczy admin wyłącza elektronicznie wszystkie spłuczki w toaletach a w kranach zamienia ciepłą wodę z zimną.

I tu do akcji wkracza nasz ulubiony, zmęczony życiem i wciąż nieuczesany (metaforycznie) detektyw McClane, dość przypadkowo dostając pod opiekę ostatniego ocalałego hackera (resztę wykończył szalony admin przy pomocy guzika “Delete” w komputerze. Nigdy, przenigdy nie naciskajcie tego guzika!).

Kiedy okazuje się, że na skutek wyłączenia telewizji przez złoczyńcę, państwo przestaje działać, zaczyna działać McClane. Czy knuje koronkową intrygę? Czy prowadzi wyrafinowane śledztwo w stylu Sherlocka Holmesa? Czy bada poszlaki, przesłanki i ślady? Nieeeee. To nie w stylu McClane’a. McClane stosuje moją ulubioną metodę śledczą (którą i ja posługuje się np. grając w Quake’a czy Crysis) – po prostu ustala sobie kurs na badguya, po drodze dzwoni do niego kilkakrotnie, żeby mu to powiedzieć że idzie i że mu ecscuse le mot “skopie tyłek” i wio. Badguy rzuca na niego wszystkich swoich mordali i płatnych morderców, obrzuca go helikopterami i myśliwcami F16 (które o dziwo w tym filmie latają) a w końcu rzuca mu pod nogi megakłodę w postaci swojej ulubionej koreanki a McClane nic. Pot obetrze z czoła, krew spod nosa i idzie. Czasem tylko zadzwoni, że idzie.

Na domiar złego, zły admin porywa córkę McClane’a, jakby mogło mu to coś pomóc. Ale nasz detektyw ratował już swoją rodzinę tyle razy, że nie robi to na nim większego wrażenia i ani o cal nie zbacza z kursu.

Zakończenia oczywiście nie zdradzę.

Skomentuj

autor Rafał Fagas

Kategorie

Instagram